sobota, 3 czerwca 2017

Zapomniani bogowie. Słowiańska opowieść.


Pora odtrąbić zakończenie promocji Zapomnianych Bogów. Trwała od stycznia do końca maja 2017. Były wywiady do mediów (szczególnie miło wspominam jedną panią reporterkę z radia – obowiązek noszenia takich dekoltów, jaki miała ta pani, wprowadziłbym ustawą), były spotkania autorskie w bibliotekach i księgarniach. Około 150 sztuk Zapomnianych (w wersji papierowej i elektronicznej) przekazałem bezpłatnie na rozmaite konkursy, aukcje i inne działania promocyjne. Wcisnąłem też kilka sztuk znajomym - tym mało asertywnym, którzy z grzeczności nie potrafili odmówić (jedna młoda dama tak się przestraszyła, że dostanie książkę, że usunęła mnie ze znajomych na LC).

Zrobiłem dla tej książki co mogłem, reszta należy do Was. To od Was zależy, czy sięgnięcie po ten tytuł, opublikujecie opinię o książce albo polecicie znajomym. Ja muszę poświęcić swój czas na dopracowanie kolejnej powieści, bo w przeciwnym razie nigdy nie ujrzy światła dziennego.

Na spotkaniach autorskich były spojrzenia pełne uwielbienia (zwłaszcza od dam, które sądząc po wyglądzie mogą pamiętać czasy, w których dzieje się akcja Zapomnianych), były też spektakularne wyjścia podkreślone trzaśnięciem drzwiami. Były pełne sale i spotkania, w których uczestniczyły wyłącznie cztery pracownice biblioteki, patrzące nerwowo na zegarki.

Dorobiłem się kilku nowych fanów i kilku nowych hejterów (dwóch mam szczególnie wiernych – hejterów nie fanów – którzy wielokrotnie dawali oznaki obsesyjnego zainteresowania moją twórczością).

To był ciekawy okres w moim życiu, ale cieszę się, że się skończył. Znajomi mogą przestać się ukrywać – „rozdawajek” już nie będzie. Książkę papierową kupicie między innymi w: Empiku, Książnicy Polskiej, E-księgarni, E-bookowie. Wersję elektroniczną praktycznie wszędzie.

Nie znikam z eteru. Dalej będę was męczył wpisami na blogu (dojdzie kilka fragmentów najnowszej pracy, może pojawi się jakiś pomysł na kontynuację poradnika o tym jak wydać książkę), będę pojawiał się na różnych imprezach literackich (o ile dalej będą mnie zapraszać), żeby w gronie innych literatów napić się wódki pod pretekstem uduchowionych rozmów, a które to rozmowy po pierwszej flaszce zwykle przeradzają się w rozmowy „udupowione” (już rozumiem czemu szklaneczka do wódki nazywa się „literatką”).

Pozdrawiam wszystkich odwiedzających i komentujących bloga (zwłaszcza pana Arka), licząc po cichu na więcej.

Do przeczytania!

OPOWIADANIE

Opowiadanie napisane na zlecenie. O sercu. Ale jak zwykle podszedłem do tematu po swojemu i przewrotnie. Zapraszam do lektury.