wtorek, 30 maja 2017

Jak wydać książkę - część 7


Po opublikowaniu cyklu porad na temat wydawania książki otrzymałem od Was sporo wiadomości (na Lubimy Czytać) za co wszystkim dziękuję. Jedni próbowali mnie pocieszać (nie mam nic przeciwko temu, nawet chętnie dam się przytulić do piersi) inny brali mnie za kogoś innego (do pani Łucji – nie ja napisałem Quo vadis, ale miło mi, że Pani tak myśli, do drugiej pani – nie napisałem żadnej książki o Warszawie, bardzo mi przykro), a jeszcze inni zadawali pytania odnośnie promocji. Odniosę się dzisiaj do tej trzeciej grupy.


Spotkania autorskie

To dobry trop rozumowania, ale jeśli nie jesteście znani, to raczej nie liczyłbym na tłumy, które wypełnią bibliotekę. Prawdopodobnie przyjdzie pięć osób, z czego cztery to pracownice biblioteki, a piąta pojawi się przez pomyłkę, bo myślała, że chodzi o kogoś innego. Jeśli będziecie mieli szczęści i traficie na osobę mało asertywną, to z uprzejmości zostanie. W przeciwnym przypadku wyjdzie, trzaskając drzwiami i zostaniecie z czterema paniami z biblioteki. Nie ma sensu dźwigać wielkich kartonów z książkami, które chcielibyście sprzedać na takim spotkaniu. Panie z biblioteki nie kupią. Może jedynie ta osoba, która przyszła w wyniku nieporozumienia, o ile o nią zawalczycie i okażecie się porywającym mówcą.

 

Facebook, Twitter, Instagram

Powszechna opinia o tym, że media społecznościowe przyniosą Wam tysiące Czytelników jest całkowicie błędna. Prawdopodobnie będziecie mieli po trzech latach działalności dwudziestu „lajkujących” i może jeden z nich, najmniej rozgarnięty, kupi książkę, bo Was z kimś pomyli. Trzeba być popularnym, żeby mieć ruch na takich stronach. Strony Wam same z siebie popularności nie dadzą (chyba, że pokażecie cycki – o czym już pisałem wcześniej).

 

Strona autorska

Bardzo dobry pomysł. Pisarz powinien mieć swoją stronę, żeby wszyscy jego Czytelnicy (w ilości trzech dusz) mieli gdzie śledzić poczynania ulubionego autora. W tym przypadku również działa zasada, że to popularność autora napędza ruch na stronie, a nie strona uczyni pisarza popularnym.

 

Na koniec

Dostałem wiadomość, że jakiś walczący o wydawcę autor po zapoznaniu się z moim cyklem zniknął z sieci. Panie K. proszę się odezwać! Martwi się o Pana pani Zofia.

czwartek, 25 maja 2017

Nowa okładka



Miałem przed chwilą silne uczucie deja-vu. Niezwykle silne. Przypomniałem sobie, że już kiedyś robiłem dokładnie to, co robię teraz. Szkoda, że nie mogę sobie przypomnieć, co będzie dalej. Zagrałbym w totka.
 
Wymyśliłem wstępny projekt okładki do kolejnej książki. Jeśli ktoś to czyta, to proszę o opinię, czy Wam się podoba. Napis miał trochę przypominać sumeryjskie pismo klinowe.
Co Wy na to?




Możliwe, że jeszcze dużo w niej pozmieniam, to dopiero wstępny szkic.


Jak wydać książkę? - część 6





Drzwi do Edenu

Możliwe, że niektórym z Was się udało. Skusiliście jakieś duże wydawnictwo swoimi wdziękami albo dzwoniliście do redaktora naczelnego codziennie o piątej rano i tak go zmęczyliście psychicznie, że po stu odmowach wreszcie zmienił zdanie. I teraz trzymacie w spoconych, drżących dłoniach wymarzoną umowę. Co będzie się działo? Powiem Wam to, o czym wszyscy autorzy milczą jak zaklęci, zasłaniając się tajemnicą. Oni należą do kręgu wiedzy, Wy jesteście dla nich marnym, w dodatku niedoinformowanym mysim bobkiem. Dzięki mnie staniecie się dumnym, świadomym mysim bobkiem.

Zapisy w umowie

Macie tam pewnie 7% od ceny hurtowej (nie detalicznej) i dobrowolne zrzeczenie się praw autorskich do waszej książki. Wmówią Wam, że to tylko na 5 lub 7 lat, a potem prawa wracają do Was. Prawo własności zgodnie z Konstytucją jest nieograniczone co do zasady, więc nie podlega choćby ograniczeniu czasowemu (5 lat). Takim ograniczeniom może podlegać jedynie umowa licencyjna. Nabili Was w butelkę. Właśnie straciliście prawa do swojej powieści i nawet jeśli wydawca nie wywiąże się ze swojej części umowy, to prawa do Was nie wracają. One już do Was nie należą!

No dobrze, ale w zamian zarobicie masę pieniędzy, co tam prawa autorskie. Tak sobie pewnie myślicie. To teraz powiem coś na ten temat.

Eden

Drzwi do raju zostały wreszcie otwarte. Wydawca wywiązał się z umowy i wstawił Waszą książkę do licznych księgarni. Wypiliście już pewnie kilka butelek szampana i planujecie zakup kolejnych, ale zanim wysiądzie Wam wątroba muszę wam coś powiedzieć. Nakład jaki wydrukowali, to pewnie około dwa tysiące sztuk, z tego pół tysiąca (o ile Wasza książka jest dobra) będzie zwrotów. Zarobicie po roku sprzedaży, w przybliżeniu, trzy tysiące złotych polskich minus podatek. Przy optymistycznym założeniu, że wydawca będzie Was promował. Najprawdopodobniej jednak nie będzie (zwłaszcza, jeśli wkurzaliście go telefonami) i nie osiągnięcie nawet tego.

Powrót na ziemię

Okazuje się, że z pisania żyć się nie da. Udaje się to jedynie garstce pisarzy-celebrytów, ale oni zarabiają głównie dlatego, że są znani, nieważne co napisali. Kiedyś należało czegoś dokonać, żeby być sławnym – teraz należy być sławnym, żeby czegoś dokonać. A sławę dużo łatwiej zyskać, publicznie pokazując cycki (mogą być sztuczne, jeśli natura poskąpiła), a nie pisząc książki. Lepiej więc zajmijcie się czymś innym.

Chyba, że macie przemożną, nieprzepartą, obsesyjną chęć pisania, a Wasz psychiatra odmówił dalszego leczenia.

https://jprusinski.blogspot.com/2017/05/jak-wydac-ksiazke-czesc-7.html

piątek, 19 maja 2017

Jak wypromować książkę, część 5




Mam dla Was dwie wiadomości. Jedna dobra, druga zła.

Ale na początek refleksja. Prawdopodobnie zrozumieliście już, że wydanie książki, to dopiero początek długiej drogi. Dwa tysiące sztuk Waszego dzieła leży sobie w kartonach w jakiejś hurtowni i tam zostanie, chyba że zaczniecie ją promować.

I teraz zła wiadomość – spóźniliście się! Promocję książki należało zacząć od znalezienia patronów medialnych. Teraz jest już na to za późno.

Dobra wiadomość jest taka, że i tak nikt by Was nie objął patronatem. Nie róbcie sobie wyrzutów!

Czy możecie coś jeszcze zrobić? Oczywiście, że tak! Zacznijcie od wysłania kilku egzemplarzy do blogerów książkowych. Może zechcą przeczytać i napisać parę słów. Dziewczyny są z reguły miłe i chętnie czytają, więc może zainteresuje ich także Wasza powieść. Możecie spróbować też promować się w ramach akcji „Polacy nie gęsi i swoich autorów mają”, wysłać informację o Waszej książce do niezależnych zinów, przekazać kilka sztuk na konkursy. Jest cała masa różnych metod, żeby zaistnieć. Niestety wszystkie są równie nieskuteczne. Sprzedaż Waszej książki pozostanie jednocyfrowa. Zanim skoczycie z mostu z kamieniem uwiązanym do szyi, przeczytajcie tekst poniżej. Są metody skuteczne!

Ja tych metod oczywiście nie znam, a nawet gdybym znał to nie powiem.

Za to powiem, co się nie sprawdza (a czego próbowałem):

- Wykupowanie reklam w dużych portalach internetowych. Liczba odwiedzin tych stron jest zwykle mocno przesadzona i po tygodniowej reklamie zyskacie pięciu odwiedzających na fejsbuku i jedną sprzedaną książkę.

- Wciskanie książki znajomym – wkrótce ich liczba znacznie się zmniejszy (nie książek, które zawalają podłogę w przedpokoju, ale znajomych).

- Zaczepianie ludzi na portalach społecznościowych.

- Ubranie się w łachmany i sterczenie pod kościołem z nadzieją, że ktoś kupi Waszą książkę z litości.

- Wciskanie książki rodzinie i znajomym na prezenty z wszelkich możliwych okazji: komunii, chrztu, wesela, itd. Osiągnięcie tyle, że wkrótce przestaną Was gdziekolwiek zapraszać.

- Podrzucenie książki do księgarni za rogiem, licząc na to, że sprzedawca tego nie zauważy.

- Wpychanie jej kobietom do torebek (pogodziliście się już, że książki nie sprzedacie, chcecie tylko odzyskać przedpokój).

Na koniec Was pocieszę. W Polsce - dzień i noc, w niedzielę i święta, 24 godziny na dobę – co godzinę jest wydawany nowy tytuł. Takich nieszczęśników jak wy jest więcej! Przybywa ich dwudziestu czterech dziennie.
 
To na razie tyle. Jeśli zachęcicie mnie do kontynuowania cyklu porad (a zachęca się mnie do pisania równie trudno jak lisa do odwiedzin kurnika), zrobię to z przyjemnością. Pozdrawiam wszystkich piszących i życzę Wam samych sukcesów. Do przeczytania!

 

czwartek, 18 maja 2017

Jak wydać książkę, część 4




3)      Okładka – jeśli nie macie żadnego talentu graficznego, to możecie po prostu zrobić białe litery na czarnym tle (jak np. cały cykl książek Stanisława Lema) albo zlecić wykonanie okładki grafikowi. W tym drugim przypadku zapłacicie co najmniej 5 stów i zapewne będzie wymieniać z nim coraz bardziej obraźliwe maile, bo grafik będzie miał swoją własną koncepcję i Wy mu będziecie tylko przeszkadzać w pracy. Okładkę wykona miesiąc później niż się umawialiście i dostaniecie… białe litery na czarnym tle. No, ale wykonane przez profesjonalnego grafika, a to się liczy.

4)     Skład, łamanie tekstu, konwersja – to są słowa, które z pewnością nic Wam nie mówią. Najlepiej więc się tym nie przejmować i nic takiego nie robić. Bo po co?

Po tych wszystkich zabiegach macie w końcu wymarzoną książkę w rękach (właściwie e-booka w komputerze). Teraz wystarczy umieścić ją na kilku portalach przeznaczonych dla self-publisherów i czekać na pieniądze. Ale nie róbcie zbyt dużych planów na wydanie pieniędzy, które zarobicie, bo Wasz zysk będzie oscylował w granicach 5 zł (łącznie) minus podatki. Nikt poza autorami na te strony nie zagląda i raczej niczego tam nie sprzedacie. Na szczęście jest jeszcze inna możliwość:

 

Vanity Publishing

Bez trudu znajdziecie wiele wydawnictw, które wmówią Wam, że po podpisaniu umowy z nimi, książki rozejdą się jak świeże bułeczki, pod Waszym płotem fanki rozbiją namioty, a na drzewach dzień i noc będą siedzieli fotoreporterzy. I wszyscy będą marzyć tylko o jednym – o tym, żeby Was zobaczyć, choćby w oknie zza firanki. I chociaż czujecie podstęp, to przecież chcecie w to wierzyć. Płacicie więc od kilku do kilkunastu tysięcy (a słyszałem też o rekordzistach, którzy płacili po kilkadziesiąt tysięcy) za wydrukowanie Waszej książki i wstawienie jej do setek księgarni w całej Polsce. Kupujecie z tuzin nowych kiecek (w końcu czekacie na zaproszenia na spotkania autorskie – tak jak było obiecane na stronie Waszego wydawnictwa – nie pójdziecie przecież na nie ubrana jak bezdomna), codziennie sprawdzacie pocztę. Sprawdzacie też, czy telefon oby na pewno działa. Czekacie przez kilka miesięcy, ale telefon i skrzynka pocztowa wciąż milczą jak zaklęte. W końcu przychodzi pierwsze zestawienie sprzedaży. O cudzie nad cudami! Jest w końcu! Zastanawiacie się ile tam jest – 50, 100 tys. złotych? Ile tam jest?! No ile?!

Nie denerwujcie się za bardzo. Prawdopodobnie sprzedaliście 3 egzemplarze książki i zarobiliście na tym 12 zł. brutto. Nie dziennie, tygodniowo ani miesięcznie, ale łącznie za całe pół roku! Jeśli wcześniej mieliście ochotę zapłakać nad sobą, ale się wstrzymywaliście, to teraz jest dobry moment. Już możecie płakać.

CDN

wtorek, 16 maja 2017

Jak wydać książkę, część 3




Sposób na znajomości
 

Z rozrzewnieniem oglądam czasem w telewizji wynurzenia dzieci celebrytów, którzy narzekają, że znane nazwisko tylko im przeszkadza w karierze, bo wszyscy ich porównują do rodziców. Większość z nich ma taki talent medialny, że nawet na kasę do spożywczaka by ich nie zatrudnili, co najwyżej na magazyn do rozładowywania towaru. A tutaj brylują po telewizjach i narzekają, że im tatuś w karierze przeszkadza. Oczywiście są wyjątki, gdy dzieci dziedziczą talent po rodzicach, ale to tylko potwierdza regułę. Jeśli macie znanych rodziców, to reszta załatwi się sama. Cokolwiek wypocicie, trafi na listy bestsellerów. 

Gorzej, jeśli nie macie w rodzinie nikogo, kto was ustawi w światku literackim. W tym przypadku znajomości należy zdobyć:

a)  w sposób opisany w poprzednim rozdziale

b)  zatrudnić się w dużej gazecie lub telewizji

c)   ożenić się (wyjść za mąż) z odpowiednią osobą

Okładki poczytnych magazynów pełne są zdjęć osób, które wspięły się na szczyty popularności za pomocą jednej z tych metod. Szczególnie skuteczny okazuje się być sposób (b), bo nie tylko bez trudu znajdziecie wydawnictwo, które Was wyda, ale dodatkowo dostaniecie reklamę wartą miliony w pakiecie i to całkowicie gratis. Potem będziecie mogli się do rozpuku naśmiewać z aspirujących pisarzy, że są kretynami i nie odnoszą sukcesu wyłącznie z powodu własnej indolencji. Możecie też zacząć mówić o sobie w trzeciej osobie. Pokażecie wszystkim, że jesteście tak bardzo godni szacunku, że nawet sami do siebie mówicie per „pan”. Za to „tykajcie” wszystkich innych, choćby mieli nawet 60 lat. To teraz jest na topie w świecie celebrytów.

Niestety skoro czytacie ten tekst, to najpewniej znajomości nie macie, dlatego teraz opiszę jak samemu wydać książkę metodą self-publishingu.

 

Self-Publishing

Jeśli macie erotyczny powab kloca drewna (jak autor piszący te słowa) i nikt Was nie chciał, nikogo wpływowego nie znacie, to też się nie przejmujcie. Możecie książkę wydać sami!

Na początek zła wiadomość. To co macie w komputerze to jeszcze nie książka. To zaledwie surowy tekst, nad którym teraz trzeba popracować.

1)      Korekta i redakcja – bez tego nie warto wypuszczać waszego dzieła poza krąg znajomych. Prawdopodobnie roi się w nim od byków, a zdania są finezyjne jakby wyszły spod ręki tego samego drwala, który wyciosał Waszą twarz. Zabieg jest bolesny i kosztowny, ale nie bardziej niż kolejna porcja botoksu, którą wstrzykujecie sobie w wargi, żeby wyglądać bardziej światowo. Takie jest, niestety, życie gwiazdy.

2)     Czcionki – niektórzy się zdziwią, ale większość czcionek nie jest na wolnej licencji i nie możecie ich użyć do swojej książki, chociaż macie legalnego Worda, czy inny edytor tekstu. Musicie użyć czcionki darmowej lub wykupić licencję. Darmowe czcionki to np.: Georgia lub Deja-Vu.

 

CDN

Jak wydać książkę, część 2



Wysłaliście książkę do wszystkich dużych wydawnictw, potem do tych średnich i małych, na koniec nawet do sąsiada-emeryta, który w stanie wojennym, w piwnicy, drukował ulotki na powielaczu. Nic z tego. Już wiecie, że nikt Was nie wyda.

W zależności od tego jaki macie charakter sądzicie, że:

a)  wszyscy dookoła to idioci i się nie znają

b)  popadacie w depresję i zaczynacie podejrzewać, że jednak napisaliście gniota

Nie martwcie się! Dalej będzie już tylko lepiej. Właśnie wykosiliście dwie trzecie konkurencji, która w tym momencie się poddała. Ale Wy nie rezygnujcie, bo:

a)   wszyscy dookoła to idioci i się nie znają lub

b)   napisaliście gniota

W przypadku drugim jesteście bliżej sukcesu niż w pierwszym, bo najlepiej sprzedają się właśnie gnioty, czyli Wasza książka ma potencjał sprzedażowy! Teraz tylko trzeba jakoś zaistnieć.

Sposób na seks.

Ta metoda sprawdza się najlepiej pod każdą szerokością geograficzną. Nie wymienię nazwisk pisarzy płci obojga, którzy w ten sposób zaistnieli, bo nie chcę się ciągać po sądach. A wiadomo, że znajomi autorzy, którzy mi o tym mówili wyprą się nie tylko tego, że o czymś takim wspomnieli, ale nawet tego, że w ogóle mnie znają.

Jeśli zdecydujecie się na taką formę, należy jedynie odpowiednio wybrać cel. Bezsensowne puszczanie się na prawo i lewo sprawy nie załatwi, bo pewnie zdobędziecie jakąś popularność w dzielnicy, ale nie taką o jaką Wam chodziło. Dobry byłby polityk (nawet lokalny), żeby załatwić Wam mecenat (nie mylić z patronatem), właściciel dużego wydawnictwa lub inna wpływowa osoba ze środowiska. Od biedy może być pisarz bardziej znany od Was, który ma już przetarte ścieżki. Sam chętnie zaoferowałbym się młodym, początkującym pisarkom, ale uczciwie wyjaśnię, że niczego to w ich karierze pisarskiej nie zmieni, poza traumą, która pozostałaby im na całe życie.

Niestety ten sposób działa wyłącznie w przypadku, gdy jesteście piękni i młodzi. W moim przypadku metoda na seks nie miała szans na powodzenie. Co stwierdzam z ubolewaniem.

W kolejnej części opiszę sposób na znajomości.

WIĘCEJ

 

poniedziałek, 15 maja 2017

Jak wydać i wypromować książkę, cz.1



Jak wydać i wypromować książkę?

Wiele osób zadaje mi to samo pytanie. Pomyślałem, że spiszę te wszystkie informacje na blogu, żeby mogli to sobie przeczytać wszyscy zainteresowani.

 

Część 1 - Początek

No, więc udało się! Napisaliście książkę i tulicie teraz do piersi laptopa, głaszcząc go i powtarzając z czułością: „mój ci on”, a szczęśliwy laptopek mruczy do Was procesorem. O szalona rozkoszy! Błogości nieokiełznana! Napisaliście książkę! Teraz się będzie działo. Polonistka z podstawówki zrozumie w końcu z kim miała do czynienia. Za te pały, które Wam stawiała z wypracowań, teraz spali się ze wstydu!

Natychmiast wysyłacie książkę do znajomych, którzy nie chcąc Was wkurzać potwierdzają, że to bezsprzecznie arcydzieło. A więc jednak! Nie myliliście się! Trzymacie w rękach klucz do Arkadii, do Edenu i zaraz wszystkie bogactwa tego świata będą należały do was. Otworzą się dla Was bramy raju. Sezamie otwórz się!

Co powinniście teraz zrobić? Przygotować streszczenie, fragment w .pdf, opis siebie i swoich dokonań pisarskich (klasówki w podstawówce się nie liczą, nawet te na szóstkę), napisać jaka jest grupa docelowa odbiorców (najlepiej napisać, że cała populacja planety Ziemia) i w jakim stylu jest książka (głupie, ale tego wymagają wydawcy – piszcie więc: „ w stylu Greya, tylko lepsze”). Jak już to wszystko macie zebrane do kupy, to hajda – wysyłacie cały pakiet do wydawców. I czekacie na wszystkie te lukratywne propozycje, które mają do Was spłynąć, nie wyłączając telefonów od reżyserów i producentów z Hollywood, którzy z niecierpliwością czekali na Waszą książkę, żeby mogli ją sfilmować.

I tak czekacie i czekacie… i czekacie.

Dalej czekacie…

I ciągle nic nie przychodzi. Czasem przyjdzie jakaś miła odmowa. Najczęściej piszą: „uznaliśmy Pana (Pani) książkę za bardzo (wybitnie) wartościową, niestety jej treść koliduje z naszymi planami wydawniczymi”. Do mnie, z jednego z największych wydawnictw, właśnie taka przyszła, więc wzruszony tym, że tak uprzejmie mi odmawiają, napisałem, że nie szkodzi, ale dziękuję za zainteresowanie moją książką. W odpowiedzi dostałem: „dziękujemy za wysłaną książkę, odezwiemy się w ciągu 9 miesięcy”. Postanowiłem zaryzykować i wysłałem kolejnego maila: „Chciałem się dowiedzieć jaka jest teraz pogoda w Chinach”. Odpowiedź: „dziękujemy za wysłaną książkę, odezwiemy się w ciągu 9 miesięcy”. „Pomidor” -  „dziękujemy za wysłaną książkę, odezwiemy się w ciągu 9 miesięcy”.

I to by było na tyle, jeśli chodzi o marzenia, że ktoś w ogóle to przeczyta. Ale nie martwcie się, wciąż macie wiele możliwości wydania swojej książki.
 CDN

ciąg dalszy

czwartek, 11 maja 2017

Misterium




Zdjęła spodnie. Naturalnie, bez wstydu. Stoi nagimi stopami na deskach podłogi. Kobieta. Wiotka i drobna. Słaba. Rozpięta męska koszula ukazuje fragment piersi. Biodra ukazują siłę. Bogini. Ta która daje życie. Czuję jej lekko kwaśny zapach, patrzę na jej nagie uda. Silna. Silna siłą swojej słabości.

Podchodzę do niej zawiązany jak węzeł, bezkształtny, twardy jak zeschnięty kawał gliny. Suchy. Silny.

Czuję jej dłonie na swoim sztywnym karku, czuję jej oddech. Pachnie owocowo jak cukierek. Dotyka mnie końcami swoich długich palców, a ja mięknę od jej dotyku, staję się słaby. Oddaję jej władzę bez walki, bez słowa protestu. Ona mnie oswoiła. Bogini. Misterium. Przylgnęła do mnie. Czuję ciepło jej ciała, zapach skóry, zapach kobiecości.

Jestem gliną, a ona lepi mnie według swojego kaprysu. Pani stworzenia, pani życia, pani spełnienia. Kobieta. Ona. Oplata mnie i przenika. Próbuję walczyć. Jestem ogniem, jestem uzbrojoną armią: najeżony pikami, zasłonięty tarczami. A ona jest wodą. Miękką i delikatną. Przepływa między moim wojskiem, otacza ze wszystkich stron. Nie umiem z nią walczyć. Nie mam broni, która mogłaby pokonać wodę. Mogę tylko pozwolić się nieść nurtowi lub utonąć. Ona jest silna jak żywioł. Ona jest wodą. Kobieta. Dosiadła mnie. Szybko i bezwstydnie. Oplotła ciepłymi udami. Pokazała swoją władzę. Zgasiła ogień buntu, rozgoniła armię obaw i wątpliwości. Uśmiecha się i głaszcze mnie po szyi. Wie, że od teraz należę do niej. Będziemy codziennie galopować po okolicznych łąkach i cieszyć się sobą. Moja pani i ja. Koń.

środa, 10 maja 2017

Niedopowiedziane - fragment




Przeszły trzy staje i kolejne trzy, a oni wciąż przedzierali się przez puszczę. Żmudzini uciekli w pierwszą noc, gdy tylko rozniosła się plotka o tym, kto ich ściga. Został tylko Bognar i wiedźma, która robiła za przewodnika. Ale co najważniejsze był jeszcze cały oddział najlepszych wojowników jakich zrodziła Germania. I w nich Erdegard pokładał zaufanie, w swoich ludziach. Poganie nie byli mu potrzebni.
Wiedźma prowadziła ich dzikimi ścieżkami, zakosami, młodniakami. Puszcza ciągnęła się w nieskończoność. Wielka, groźna i mroczna. A oni wciąż szli, wciąż do przodu, grzęznąc w poszyciu. I wciąż nie było widać Dniestru, celu ich podróży.
Któregoś dnia stracili dwóch ludzi. To było przed wieczorem, puszcza z wolna zaczęła okrywać się już mrokiem. Coś skoczyło na nich z zarośli, rozpłatało brzuch jednemu, a drugiego rzuciło na pień drzewa tak mocno, że czerep mu się roztrzaskał. Puszcza spłynęła krwią, zasmakowała jej. Krwi germańskich wojowników. I od tamtego dnia zabierała codziennie po dwóch lub trzech.
- Wypuście nas – powiedziała Mirka do wojów klęczących nad ciałem towarzysza. Z jego piersi wystawał oszczep. Znała go. Sama podarowała go mężowi, który właśnie przesłał jej wiadomość. – Obiecuję, że odejdziecie wolno, jeśli nas poniechacie.
Mężczyźni nie zareagowali. Nie znali tej szeleszczącej lechickiej mowy, znał ją jedynie ich wódz, ale on nie miał zamiaru zaszczycać swoją uwagą zwykłej dziewki.
- A co ty możesz im obiecać? – zainteresowała się wiedźma. – Co ty wiesz o tym, który idzie naszym tropem? Myślisz, że ON ciebie posłucha, głupia?
- Znam jego imię…
- Milcz! – krzyknęła starucha. – Nie wypowiadaj go!
- Posłuchaj mnie – głos Niuni zniżył się do szeptu. – Ten, którego imienia tak się boisz prowadził mnie przed oblicze kapłanki, gdy nadawano mi moje własne.
Wiedźma zbladła.
- Jeszcze masz szansę się uratować – ciągnęła Mirka, a inne kobiety wpatrywały się w staruchę z nadzieją. – On i tak po mnie przyjdzie.
- Jarowit – syknęła i nakreśliła w powietrzu runę ochronną.
 

wtorek, 9 maja 2017

Niedopowiedziane się dopowiadają


Powoli, powoli, ale idą do przodu. Dopowiadają się.
Jak wam się podoba okładka?

 
 
 


Miała być równie niedopowiedziana jak same opowiadania, jestem ciekawy, czy przypadła wam do gustu. Trochę nad nią siedziałem. Widzicie jakąś dwusetną wersję (mniej więcej).







Każde z opowiadań tego zbioru jest w jakiś sposób niedokończone, niedopowiedziane. Pozostawiłem Czytelnikom pole do interpretacji, przemyśleń, stworzenia własnej wersji wydarzeń. Nie znajdziecie tu gotowych recept, odpowiedzi, a jedynie pytania rzucone na wiatr. Niektóre z tych opowiadań miały być powieściami i możliwe, że kiedyś nimi będą, ale wówczas otrzymają alternatywne zakończenie, nie takie jak w prezentowanym zbiorze. Inne z kolei są fragmentami powieści już wydanych. Jednak wszystkie opowiadania i fragmenty tego zbioru stanowią odrębną całość. Nie obawiajcie się nagle przerwanej fabuły. Przede wszystkim są tu opowiadania o kobietach rozrzuconych w czasie i przestrzeni. Poznajcie Amazonkę Ksayę, sumeryjską boginię Isztar, kobiety z przeszłości i przyszłości. Każda z nich opowie Wam swoją własną historię.

Przyjemniej lektury.

 

Książkę czytacie na własne ryzyko. Nie odpowiadam za straty moralne, nie pokrywam kosztów leczenia psychiatrycznego. W zbiorze jest erotyka i jest też przemoc, bo taka jest ludzka natura. Ale nie zgłaszajcie do mnie pretensji. Ja jestem tylko obserwatorem.

start


Namawialiście mnie, namawialiście i namówiliście. Co z tego wyniknie dla was i dla mnie, drodzy Czytelnicy? Zobaczymy.

OPOWIADANIE

Opowiadanie napisane na zlecenie. O sercu. Ale jak zwykle podszedłem do tematu po swojemu i przewrotnie. Zapraszam do lektury.