Mam dla Was dwie wiadomości.
Jedna dobra, druga zła.
Ale na początek refleksja.
Prawdopodobnie zrozumieliście już, że wydanie książki, to dopiero początek
długiej drogi. Dwa tysiące sztuk Waszego dzieła leży sobie w kartonach w
jakiejś hurtowni i tam zostanie, chyba że zaczniecie ją promować.
I teraz zła wiadomość –
spóźniliście się! Promocję książki należało zacząć od znalezienia patronów
medialnych. Teraz jest już na to za późno.
Dobra wiadomość jest taka, że i
tak nikt by Was nie objął patronatem. Nie róbcie sobie wyrzutów!
Czy możecie coś jeszcze zrobić?
Oczywiście, że tak! Zacznijcie od wysłania kilku egzemplarzy do blogerów
książkowych. Może zechcą przeczytać i napisać parę słów. Dziewczyny są z reguły
miłe i chętnie czytają, więc może zainteresuje ich także Wasza powieść. Możecie
spróbować też promować się w ramach akcji „Polacy nie gęsi i swoich autorów
mają”, wysłać informację o Waszej książce do niezależnych zinów, przekazać
kilka sztuk na konkursy. Jest cała masa różnych metod, żeby zaistnieć. Niestety
wszystkie są równie nieskuteczne. Sprzedaż Waszej książki pozostanie
jednocyfrowa. Zanim skoczycie z mostu z kamieniem uwiązanym do szyi,
przeczytajcie tekst poniżej. Są metody skuteczne!
Ja tych metod oczywiście nie
znam, a nawet gdybym znał to nie powiem.
Za to powiem, co się nie sprawdza
(a czego próbowałem):
- Wykupowanie reklam w dużych
portalach internetowych. Liczba odwiedzin tych stron jest zwykle mocno
przesadzona i po tygodniowej reklamie zyskacie pięciu odwiedzających na
fejsbuku i jedną sprzedaną książkę.
- Wciskanie książki znajomym –
wkrótce ich liczba znacznie się zmniejszy (nie książek, które zawalają podłogę
w przedpokoju, ale znajomych).
- Zaczepianie ludzi na portalach
społecznościowych.
- Ubranie się w łachmany i
sterczenie pod kościołem z nadzieją, że ktoś kupi Waszą książkę z litości.
- Wciskanie książki rodzinie i znajomym
na prezenty z wszelkich możliwych okazji: komunii, chrztu, wesela, itd.
Osiągnięcie tyle, że wkrótce przestaną Was gdziekolwiek zapraszać.
- Podrzucenie książki do księgarni
za rogiem, licząc na to, że sprzedawca tego nie zauważy.
- Wpychanie jej kobietom do
torebek (pogodziliście się już, że książki nie sprzedacie, chcecie tylko
odzyskać przedpokój).
Na koniec Was pocieszę. W Polsce -
dzień i noc, w niedzielę i święta, 24 godziny na dobę – co godzinę jest
wydawany nowy tytuł. Takich nieszczęśników jak wy jest więcej! Przybywa ich
dwudziestu czterech dziennie.
To na razie tyle. Jeśli zachęcicie mnie do kontynuowania cyklu porad (a zachęca się mnie do pisania równie trudno jak lisa do odwiedzin kurnika), zrobię to z przyjemnością. Pozdrawiam wszystkich piszących i życzę Wam samych sukcesów. Do przeczytania!