Po opublikowaniu cyklu porad na
temat wydawania książki otrzymałem od Was sporo wiadomości (na Lubimy Czytać)
za co wszystkim dziękuję. Jedni próbowali mnie pocieszać (nie mam nic przeciwko
temu, nawet chętnie dam się przytulić do piersi) inny brali mnie za kogoś
innego (do pani Łucji – nie ja napisałem Quo vadis, ale miło mi, że Pani tak
myśli, do drugiej pani – nie napisałem żadnej książki o Warszawie, bardzo mi
przykro), a jeszcze inni zadawali pytania odnośnie promocji. Odniosę się dzisiaj
do tej trzeciej grupy.
Spotkania
autorskie
To dobry trop rozumowania, ale
jeśli nie jesteście znani, to raczej nie liczyłbym na tłumy, które wypełnią
bibliotekę. Prawdopodobnie przyjdzie pięć osób, z czego cztery to pracownice
biblioteki, a piąta pojawi się przez pomyłkę, bo myślała, że chodzi o kogoś
innego. Jeśli będziecie mieli szczęści i traficie na osobę mało asertywną, to z
uprzejmości zostanie. W przeciwnym przypadku wyjdzie, trzaskając drzwiami i zostaniecie
z czterema paniami z biblioteki. Nie ma sensu dźwigać wielkich kartonów z
książkami, które chcielibyście sprzedać na takim spotkaniu. Panie z biblioteki
nie kupią. Może jedynie ta osoba, która przyszła w wyniku nieporozumienia, o
ile o nią zawalczycie i okażecie się porywającym mówcą.
Facebook,
Twitter, Instagram
Powszechna opinia o tym, że media
społecznościowe przyniosą Wam tysiące Czytelników jest całkowicie błędna.
Prawdopodobnie będziecie mieli po trzech latach działalności dwudziestu „lajkujących”
i może jeden z nich, najmniej rozgarnięty, kupi książkę, bo Was z kimś pomyli.
Trzeba być popularnym, żeby mieć ruch na takich stronach. Strony Wam same z
siebie popularności nie dadzą (chyba, że pokażecie cycki – o czym już pisałem
wcześniej).
Strona
autorska
Bardzo dobry pomysł. Pisarz
powinien mieć swoją stronę, żeby wszyscy jego Czytelnicy (w ilości trzech dusz)
mieli gdzie śledzić poczynania ulubionego autora. W tym przypadku również
działa zasada, że to popularność autora napędza ruch na stronie, a nie strona
uczyni pisarza popularnym.
Na
koniec
Dostałem wiadomość, że jakiś
walczący o wydawcę autor po zapoznaniu się z moim cyklem zniknął z sieci. Panie
K. proszę się odezwać! Martwi się o Pana pani Zofia.