czwartek, 11 maja 2017

Misterium




Zdjęła spodnie. Naturalnie, bez wstydu. Stoi nagimi stopami na deskach podłogi. Kobieta. Wiotka i drobna. Słaba. Rozpięta męska koszula ukazuje fragment piersi. Biodra ukazują siłę. Bogini. Ta która daje życie. Czuję jej lekko kwaśny zapach, patrzę na jej nagie uda. Silna. Silna siłą swojej słabości.

Podchodzę do niej zawiązany jak węzeł, bezkształtny, twardy jak zeschnięty kawał gliny. Suchy. Silny.

Czuję jej dłonie na swoim sztywnym karku, czuję jej oddech. Pachnie owocowo jak cukierek. Dotyka mnie końcami swoich długich palców, a ja mięknę od jej dotyku, staję się słaby. Oddaję jej władzę bez walki, bez słowa protestu. Ona mnie oswoiła. Bogini. Misterium. Przylgnęła do mnie. Czuję ciepło jej ciała, zapach skóry, zapach kobiecości.

Jestem gliną, a ona lepi mnie według swojego kaprysu. Pani stworzenia, pani życia, pani spełnienia. Kobieta. Ona. Oplata mnie i przenika. Próbuję walczyć. Jestem ogniem, jestem uzbrojoną armią: najeżony pikami, zasłonięty tarczami. A ona jest wodą. Miękką i delikatną. Przepływa między moim wojskiem, otacza ze wszystkich stron. Nie umiem z nią walczyć. Nie mam broni, która mogłaby pokonać wodę. Mogę tylko pozwolić się nieść nurtowi lub utonąć. Ona jest silna jak żywioł. Ona jest wodą. Kobieta. Dosiadła mnie. Szybko i bezwstydnie. Oplotła ciepłymi udami. Pokazała swoją władzę. Zgasiła ogień buntu, rozgoniła armię obaw i wątpliwości. Uśmiecha się i głaszcze mnie po szyi. Wie, że od teraz należę do niej. Będziemy codziennie galopować po okolicznych łąkach i cieszyć się sobą. Moja pani i ja. Koń.

OPOWIADANIE

Opowiadanie napisane na zlecenie. O sercu. Ale jak zwykle podszedłem do tematu po swojemu i przewrotnie. Zapraszam do lektury.