Dowiedziałem się dzisiaj jaki mamy dzień. A ja taki nieprzygotowany do świętowania! Żadnej chętnej kobiety w pobliżu. Ach gdyby tak uczcić ten dzień samotrzeć, choćby i samowtór! Niestety pewnie jak zwykle posiedzę nad książką, która jakoś nie chce się zakończyć i pójdę spać z oczami czerwonymi jak słoń, co się schował w jarzębinie.
Naszła mnie refleksja. (Oczywiście bezwstydna zrobiła to już wcześniej (to wredne najście), ale teraz ją przytoczę.) Świat wciąż zachwyca się zabójcami, nazywa ich: bohaterami, bojownikami, żołnierzami, patriotami i tysiącem innych pięknych określeń, za to brzydzi się seksem. Kochanków obdarza się całym arsenałem epitetów, z których "rozpustnica" jest określeniem stosunkowo najlżejszym, wręcz pieszczotliwym. Moralność ludzka najwyraźniej mieszka w majtkach.
A ja bym wolał, żeby ludzie bardziej się lubili, przytulali, kochali ze sobą, a mniej nienawidzili, walczyli (w imię takich czy innych dyrdymałów), kłamali czy oszukiwali (o zabijaniu nawet nie wspomnę).
I taką właśnie refleksją chciałem się z Wami podzielić. A gdyby jakaś pani chciała przejść od słów do czynów, to dla dobra ludzkości mogę się ewentualnie poświęcić.